Wiosenne plany i przemyślenia


Nadeszła wiosna a wraz z nią uśmiech na twarzy i głowa pełna pomysłów. Nawet nie wiem od czego zacząć, co zrealizować a co odłożyć na dalszy plan. Zbliża się maj czyli czas egzaminów maturalnych, z którymi będę się w tym roku zmagać. Mam nadzieje że pójdą mi bardzo dobrze i z czystym sumieniem rozpocznę najdłuższe wakacje życia. Marze o tym.  Snuję plany jak będą wyglądały pomimo, że trzeba wkuwać i wkuwać i końca nie widać ;)

A Wy pisaliście już maturę czy to przed Wami? Było bardzo strasznie?

Myślę, że jakoś to przeżyje, w końcu nie ja pierwsza i nie ostatnia. Wracając, planuję jechać na wakacje do Hiszpanii, ponieważ od dawna mi się marzyła. Szczególnie Lloret de mar, tak bardzo popularne miasto przez serial paradokumentalny „Pamiętniki z wakacji”. Pewnie większość z Was kojarzy. Często go oglądałam i marzyłam o takich wakacjach ;) tylko może bez tych przygód jakie były przedstawione w serialu. 

Chciałabym też pojechać do pracy nad morze. Jak dla mnie świetny opcja, można pracować troszkę się poopalać, pozwiedzać ,poimprezować. Idealnie dla przyszłej studentki (mam nadzieje). Planuje popracować tam około miesiąca a później wrócić i następny miesiąc lub dwa już w domu, na Śląsku. Wiadomo, że na wyjeździe wydam więcej pieniędzy.  Ponadto raczej dużo tam nie zarobię.

Pracowaliście sezonowo nam morzem? Fajna sprawa czy kiepska?

Dzisiaj budząc się rano i widząc to piękne słoneczko aż chciało się coś robić. Zobaczyłam na niebie bociany co jest oznaką już 100% wiosny! Mam przed domem gniazdo bocianie dlatego wiem, że jak się pojawią to piękna pogoda nas nie opuści.  Świetne są te ptaki, uwielbiam je obserwować i codziennie rano latem i wiosną słucham jak „klekotają” ;) .  W okolicy to jedyne gniazdo dlatego dużo osób zatrzymuje się, aby je zobaczyć i zrobić zdjęcia.

W czerwcu czekają mnie egzaminy wstępne na architekturę wnętrz i wzornictwo. Po maturze będę musiała przyłożyć się do rysowania, aby dostać się na te studia. Miałam teraz przerwę przez złamaną nogę i będę musiała dużo nadrobić, ale wierze  że mi się uda. Mam jeszcze trochę czasu. Na zajęcia z rysunku chodziłam 1,5 roku także teraz to będzie kwestia rozrysowania się i napędzenia do pracy.
Jeśli się nie dostanę może spróbuje coś w rodzaju psychologii. Interesuje mnie rozwój duchowy i różne filozoficzne podejścia do życia. Czasem wstawiam posty na temat tego co rodzi się w mojej głowie i z pewnością będę takie wstawiać. Kierunek doradztwo filozoficzne mnie zainteresował, ale ważne jest też to, czy po danym kierunku znajdę pracę a w tym przypadku nie jestem pewna.

Co myślicie o kierunkach psychologicznych? Może ktoś z Was akurat studiuje to, co ja chce w przyszłości?

Plany planami a co będzie to czas pokaże. Na niektóre wydarzenia nie mamy wpływu i trzeba pogodzić się z losem. Pozdrawiam wszystkich i dużo uśmiechu życzę! 




https://pl.pinterest.com/czaplakaja/pins/

Skąd bierze się uczucie samotności

        W Europie żyje około 745 mln ludzi, na świecie około 7,2 mld w każdym mieście kilkadziesiąt tysięcy lub kilkaset, a Nam- ludziom - doskwiera uczucie samotności. Dlaczego tak się dzieje? Czujemy się osamotnieni pomimo tysiąca ludzi wokół nas? Zastanawiałam się nad tym kiedy właśnie owe uczucie mnie dotknęło. Kiedy poczułam że obok mnie nie ma nikogo. Chociaż to wcale nie było prawdą, ponieważ za ścianą byli moi rodzice a piętro wyżej ciocia, która od niedawna  z nami mieszka. Mój sąsiad sadził drzewka przed domem przekrzykując się ze swoją żoną. 5 domów dalej mieszka moja koleżanka ze szkoły a z mojego okna w kierunku łąk widać domy moich znajomych z którymi chodziłam do szkoły podstawowej, gimnazjum a nawet liceum i wcale nie mam z nimi złego kontaktu. Często rozmawiamy i wiem ze mogę się z nimi spotkać czy choćby zadzwonić i pogadać. Pomimo tych wszystkich ludzi którzy są tak blisko mnie nadal czuje uczucie samotności. Juz nie wspomnę o koleżankach, kolegach, kuzynach itd którzy mieszkają troszkę dalej. Gdyby tak pozbierać wszystkich do kupy, przyjaciół, rodzinę znajomych, nagle stworzyłby się tłum ludzi, ktorzy dobrze mnie znają, szanują a ja nawet nie zdaję sobie z tego sprawy.
        A wiec skąd bierze się ta samotność? A nawet uczucie odrzucenia poprzez to osamotnienie. Może dlatego, że potrzebujemy atencji. Ludzie pragną być wysłuchani, chcą aby ich szanowano, pragną być w centrum uwagi. Gdzieś z tyłu głowy mamy świadomość ze Ci ludzie, lubiący nas, istnieją.. Ale właśnie w tym problem. Oni istnieją i tylko tyle. Istnieją, ale są zajęci własnymi sprawami. Jak mój sąsiad zajmujący się ogrodem, jak mama gotująca obiad jak taka myjący samochód. Przecież dla rodziców jesteśmy ważni, ale oni wykonując swoje obwiązki, nie skupiają się na nas tylko na rzeczach, które zrobić trzeba. Dzieci, czują się przez to, potocznie mówiąc olane, nie czują tej uwagi, tego że faktycznie coś znaczą. I tak nie dzieje się tylko w najbliższej rodzinie. Dzieje się tak w szkole, w pracy na imprezie... Gdziekolwiek. W każdym miejscu na Ziemi człowiek potrzebuje uwagi innego człowieka. Wysłuchania, rozmowy, szacunku. A jeśli samotność trzyma się nas zbyt długo, dostajemy załamań, nie czujemy sensu życia, zły humor nas nie opuszcza. W takich momentach powinniśmy się czymś zająć. I tu znowu pojawia się problem bo jak dotyka Nas załamanie psychiczne, to automatycznie nic się nie chce robić. I koło się zamyka.
       Analizując nasze zachowania a także zachowania ludzi wokół doszłam do wniosku ze człowiek samotny, nie może być w pełni szczęśliwy. Na przykład w sytuacji kiedy mamy pomysł na rozwiązanie jakiegoś problemu, chociaż ten problem dotyczy tylko nas samych, mamy chęć a nawet potrzebę podzielenia nim z innymi. Człowiek ma to w naturze. Dzielenie się swoją kreatywnością, pokazywanie że jest coś wart , ze jest lepszy. A później potrzebuje właśnie atencji, jakiegoś komentarza drugiej osoby, jakiejkolwiek reakcji czy pochwały. Tak jesteśmy stworzeni i to czasem mnie przeraża. Ludzie muszą żyć w grupach, łaczą się aby nie zostać samemu. Jako pojedyncza jednostka jesteśmy słabi. Osiągniemy szczęście tylko dzięki pomocy innych, dzięki tym, że inni istnieją i w nas wierzą, podtrzymują na duchu w chwili załamania, pochwalą za nowe pomysły czy chociaż przez banalne komplementy. Jeden człowiek ładuje w drugiego pewną energie która napędza go do działania. I to jest piękne w ludzkości. Samonapędzanie przez otoczenie ludzi szczerych, szczęśliwych, szanujących siebie i innych. A wiec chwalmy się wzajemnie, nie przechodźmy obojętnie obok osób które znamy, bądźmy serdeczni i napędzajmy się a osiągniemy wszystko! :)

Woda - jak wpływa na wygląd i zdrowie

Kilka tygodni temu postanowiłam sobie wypijać dziennie 1,5l wody. Na początku było mi ciężko, ale nie poddawałam się, ponieważ chciałam sprawdzić jak zadziała to na mój organizm. Muszę przyznać, że jestem bardzo zaskoczona jak zwykła woda może pozytywnie wpłynąć na nasze zdrowie oraz wygląd. Już po kilku dniach picia regularnie wody zauważyłam, że mam więcej energii i jestem w stanie dłużej się uczyć, nie chce mi się spać a co więcej sen wyregulował się i śpię 8godzin. Nie więcej nie mniej. Jeśli chodzi o wygląd też zauważyłam, że moja skóra jest bardziej nawilżona a zawsze miałam problem z suchą skórą. 
A jakie jeszcze korzyści płyną z picia wody?

1. Wspomaga odchudzanie
Spożywanie wody przed posiłkiem sprawia, że zjemy o wiele mniej. Żołądek zwiększy swoją objętość i wyśle sygnał do mózgu, że jest syty. Co więcej woda zwalcza cellulit i przyspiesza metabolizm, a o to właśnie nam chodzi w trakcie redukcji tkanki tłuszczowej.
2. Orzeźwia
  Szczególnie gazowana, schłodzona woda gasi pragnienie i pobudza
3. Poprawia wygląd skóry
Jak wspomniałam wyżej doskonale nawilża a także ujędrnia i redukuje zmarszczki
4. Uśmierza ból 
 Szczególnie ból mięśni i stawów, ponieważ woda sprawia, że mięśnie stają się elastycznee, a to z kolei pomaga im się rozluźnić
5. Usuwa toksyny
Woda skutecznie usuwa toksyny a przez to również  zapobiega rozwojowi nowotworów
6. Zapobiega zaparciom
Woda zwiększa objętość błonnika dzięki czemu wspomaga pracę jelit
7. Schładza organizm
Szczególnie osoby uprawiające sport oraz pracujące fizycznie - woda schładza organizm i jest wydzielana wraz z potem.
8. Poprawia koncentracje
Niedobór 2% wody powoduje spowolnienie procesu uczenia.
9. Utrzymuje w dobrym nastroju i niweluje nieświeży oddech.
 Dlatego warto pić dużo wody abyście byli uśmiechnięci, bo tak jak pisałam w poście o uśmiechu, może on zdziałać cuda :)

2l wody i zbilansowana dieta pomoże nam osiągnąć piękną sylwetkę i dobre samopoczucie.
Warto mieć zawsze ze sobą butelkę wody mineralnej i regularnie popijać. 1,5l - 2l dziennie - to optymalna ilość.

Ważne jest również to, aby pić wodę mineralna. Woda źródlana również jest wskazana, ale nie zawiera tak duzo ważnych dla organizmy minerałów.

Jeśli nie lubicie wody warto dodać sobie cytrynę, grapefruit czy miętę i od razu lepiej smakuje.

 A Wy lubicie wodę? Ile wypijacie jej dziennie? Wolicie gazowaną czy niegazowaną? 



Moje top 3 seriale z Netflixa.


1. „Wikingowie"
Młody wiking, Ragnar Lothbrok, marzy o wyprawach na zachód, aby złupić tamtejsze kraje. 

Pokochałam ten serial, pomimo tego, że nie lubię filmów historycznych. Aktorzy świetnie dobrani, bardzo realistyczne sceny. Serial pokazuje tez różne intrygi władców i to jak ludzie musieli walczyć o swoje. Z odcinka na odcinek byłam coraz bardziej wciągnięta w historie Ragnara- głównego bohatera. Szczerze polecam.



2. ,,The 100"
Szkodliwe promieniowanie niszczy cywilizację na planecie. Po wielu latach ze statku kosmicznego z ocalałymi ludźmi zostaje wysłana na Ziemię setka nieletnich przestępców w celu sprawdzenia warunków do życia.

Świetny serial, z sezonu na sezon działo się coraz więcej.  Nieprzewidywalne zmiany akcji i wizja przyszłości niewiarygodnie przypadły mi do gustu. Naprawdę mogę polecić.


3. „Czarne lustro"
Historie osadzone w przyszłości, opowiadające o przykrych konsekwencjach rozwoju naszej cywilizacji, pokazując w sposób karykaturalny do czego może dojść jeśli nic się nie zmieni. W serialu zostaje poruszony między innymi problem wpływu nowych technologii na życie osobiste, czy podporządkowania życia regułom telewizji i portali społecznościowych, gdzie nic już nie jest prawdziwe. 

Historie niezwykle interesujące a nawet wstrząsające. Można zauważyć, że w przyszłości nie będziemy w stanie obronić się przed rzeczami , które sami stworzyliśmy. Warto obejrzeć i się przekonać.


Źródło: http://www.filmweb.pl/
             https://pl.pinterest.com/

Jak uśmiech wpływa na kontakty międzyludzkie i samopoczucie?

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego z niektórymi osobami moglibyście spędzać czas bez końca? Czemu widząc osobę płci przeciwnej na ulicy tak bardzo chcielibyśmy go/ją poznać? Kogoś lubimy bardziej, nieważne czy to koleżanka, czy kolega, kuzyn czy sprzedawczyni w sklepie. Po prostu lubisz tą osobę i na jej widok poprawia Ci się humor? To jest właśnie magia uśmiechu.
Kiedy szczerze się uśmiechamy napinają się pewne mięśnie, dzięki którym wyglądamy na osoby pełne energii, przyjaźnie nastawionych do ludzi wokół i na osoby chcące nawiązać kontakt. Ważne jest jednak to, aby był on szczery. Zapewne spotkaliście kiedyś osobę chcącą uśmiechnąć się i pokazać nam jaką odczuwają właśnie radość lecz wyszło im to zupełnie na odwrót. Na twarzy pojawił się dziwny grymas, przedstawiający bardziej niesmak i chęć ucieczki. Sztuczność, której z pewnością nie odebraliście przyjaźnie. 

Prawdziwy uśmiech możemy zauważyć, gdy w kącikach oczu pojawiają się delikatne zmarszczki, kąciki warg podnoszą się a powieki lekko się przymykają. Autentyczny szczery uśmiech ciężko jest sfałszować, ponieważ wymaga napięcia wielu mięśni. Poza tym prawdziwy jest bardziej serdeczny i symetryczny, a także wytwarza w naszym ciele więcej endorfin czy serotoniny - hormonów szczęścia co sprawia, że czujemy wewnętrzne szczęście i radość. Osoby, które z nami rozmawiają czują nasze przyjazne nastawienie i chcą nawiązywać z nami nowe znajomości, a z biegiem czasu przyjaźnie czy głębsze relacje. 

Trening na złe samopoczucie
Sama zauważyłam, że kiedy mam zły dzień i nic mnie nie cieszy, staram się na siłę uśmiechnąć. Sama do siebie. Dla kogoś może to dziwnie wyglądać, ale rano przed wyjściem do pracy czy do szkoły naprawdę daje energie i dobre nastawienie. Wytworzą się endorfiny, a to pomoże nam na dobre nastawienie w ciągu dnia. Warto ten "sztuczny uśmiech" ćwiczyć przynajmniej 60sekund, wtedy z pewnością zauważycie różnicę. 

A wiec naprawdę wiele zależy od uśmiechu. To on sprawia, że ludzie nas lubią, szanują i chcą przebywać z nami więcej czasu. Aby utrzymać ten stan endorfin, warto mieć wokół siebie przyjaciół z podobnym nastawieniem. Aby nawzajem zarażać się uśmiechem i wykorzystywać tzw. neurony lustrzane- grupy komórek reagujące na obserwowane zachowanie innych osobników.

Śmiech także obniża poziom hormonu stresu w organizmie i pomaga rozładować nieprzyjazną atmosferę. Na  swoim przykładzie zauważyłam też, że śmiech pomaga w znalezieniu nici porozumienia. Tak samo w szukaniu przyjaciół czy partnera ważne jest podobne poczucie humoru.

A Wy co myślicie na ten temat? Często się uśmiechacie i pozytywnie patrzycie na świat? Czy uśmiech sprawia, że ludzie bardziej Was lubią?



Plany czy spontany?

Nie wiem czego chce od życia. Szczęśliwej rodziny, gromadka dzieci,  zapracowany mąż i zabiegana ja? A może bycie panią sukcesu. Niezależna, bogata i sukowata jeśli chodzi o mężczyzn. A na stare lata jak to mówią skończę z kotami. Albo jako starsza ciocia, która ma miliony na koncie i wszystkim opowiada o swoich tysiącach byłych facetów. Co lepsze? Jeszcze nie wiem. Raz chce tak a później inaczej. Może jakoś samo się to potoczy i mój "problem" sam się rozwiąże. Gdybym miała dzieci, męża, własny dom obowiązki problemy wychowawcze kurczę fajnie by było, ale czy wtedy osiągnę coś spektakularnego? Doba ma tylko 24h. W tygodniu tych dób jest tylko siedem. I jak to wszystko pogodzić? Mogę np nie spać... Wtedy może mi się uda. Tylko czy ja chce kariery? No i koło się zamyka.
 Gdy byłam mała bawiłam się w dom. Uwielbiałam udawać, że mam dzieci i jestem cały czas zajęta gotowaniem, sprzątaniem, zajmowaniem dzieckiem ( lalką). Taak uwielbiałam bawić się w kuchni i przygotowywać potrawy z plasteliny i jakiś plastikowych owoców. Teraz np jestem już "stara " i gotować nienawidzę. Gotuję jeśli muszę, jeśli nikt mi nic nie ugotował to robię to sama bo coś trzeba jeść, ale ta czynność nie sprawia mi żadnej satysfakcji. Robię deser godzinę a czasem 3h godziny zależy jaki a zjadam go w 5min. No i gdzie tu logika? 
Za to lubię sprzątać. Czasem jak złapię fazę potrafię sprzątać cały dzień a wieczorem usiąść, odpocząć i poczuć jak pięknie pachnie, jest świeżutko, milutko i mogę z czystym sumieniem iść spać albo obejrzeć serial. Kocham to uczucie. Ale przecież w przyszłości nie zostanę sprzątaczką za śmieszną najniższą krajową. W biurze tez nie chce pracować bo to wydaje się strasznie nudne i monotonne. Lubię robić coś nowego a nie w kółko to samo. Wierzę że architektura zapewni mi wrażeń w pracy tylko czy jest praca w tym zawodzie? Architektów jest teraz bardzo dużo i chyba trzeba być wybitnym albo mieć szczęście. Zastanawiam się co robić a później myślę, że nie ma sensu bo z upływem czasu wszystko może się pozmieniać. Czas pokaże. Na niektóre rzeczy i tak nie mamy wpływu i trzeba się pogodzić z rzeczywistością.
 A Wy jak myślicie? Warto wszystko analizować i planować przyszłość czy zaufać szczęściu i żyć spontanicznie?

Kontrola na urazówce. Jak ja to widzę.

Siedzę właśnie na korytarzu w przychodni. Czekam w kolejce. Ogromnej kolejce bo pewna Pani, zapewne zniecierpliwiona czekaniem na zarejestrowanie się policzyła ile osób jest na korytarzu. Było ich jakoś 70. Jej maż siedzący naprzeciwko mnie na małym krześle przebierał nogami i próbował rozmawiać z obcym mężczyzna lecz ten nie wykazywał żadnego zainteresowania. Jakby choroba go pochłonęła tak, że nie kontaktował z rzeczywistością. Albo nie chciał rozmawiać o problemach tego okropnego świata, bo po co dodatkowo się dołować. Siedział zgarbiony i wpatrywał się w swoje buty. Pewnie o czymś myślał. Powoli robiło się gorąco od tłumu jaki zgromadził się na korytarzu.

Pani siedząca obok mnie z lewej strony zdejmuje wszystko co może, aby zaczerpnąć trochę chłodnego powietrza. Po jej zachowaniu widzę, że ma dość i jak zwykle to bywa, zaczyna narzekać. Mówi do mnie, że zdrowia już nie ma, że się poci jak tylko może, że już nie może wysiedzieć. Jest nudno, gorąco, śmierdzi szpitalem i jest nieprzyjemnie. No cóż... Mi tez jest duszno i niewygodnie. Ale ja  nie narzekam, nie mam prawa, bo jestem młoda, ja czuję się wyśmienicie i jest mi wygodnie bo mam młode kości i młody organizm. Śmiać mi się zachciało, bo nie wiedziałam, że młode kości nie odczuwają dyskomfortu a mój młody nos nie wyczuwa woni szpitala i spoconych ludzi wokół.

Ale spokojnie z drugiej strony siedzi druga Pani, ta której mąż tak bardzo pragnie rozmowy z sąsiadem. Biedy czuje się zlekceważony. Przebiera nogami, wstaje ale zaraz siada, aby ktoś nie zajął mu miejsca. Widać ze się niecierpliwi, ale nie narzeka, przynajmniej. Co innego jego żona. Złapała temat ze starszą Pani siedząca troszkę dalej i gadają o wadach tego życia na pół korytarza. Nikt nie chce tego słuchać, ale one jak zauważyłam są dumne ze swoich problemów. Przecież maja na co narzekać. A niech wszyscy wiedzą jak im ciężko. No każdy ma jakieś problemy w końcu i każdy człowiek jest tego świadomy. A ja siedzę tu dalej i czekam na moją kolej. W miedzy czasie schodzi się coraz więcej ludzi. Jakieś 2 starsze Panie kłócą się o kolejkę, ale są zbyt daleko, wiec mało mnie to interesuje. Co innego kobieta siedząca obok z tą troszkę dalej które znowu komentują obecną sytuację chociaż nie wiedzą o co chodzi. Ja już staram się tego nie słuchać. Myślę, co sobie zjem na drugie śniadanie. Albo obiad, bo nie wiem o której stąd wyjdę. Poza dwoma gderającymi kobietami wszyscy milczą wpatrując się a to w sufit, a to w podłogę czy w swoje książeczki lekarskie i inne pierdoły. Przyznam szczerze, że tylko ja siedziałam z telefonem i pisałam ten post obserwując wszystko dookoła. Może dlatego, że byłam tam najmłodsza. Eh ten XXIw. Pomyślałam, ze może ja już ten telefon schowam, bo zaraz się stanę tematem do rozmów dwóch Pań komentujących wszystko i wszystkich. W tym tłumie ludzi dostrzegłam telewizor wiszący na końcu korytarza. Nie no... Pełen profesjonalizm. Nawet mam okazję obejrzeć pytanie na śniadanie.. Co prawda widziałam tylko obraz bo dźwięk był wyłączony albo po prostu go nie słyszałam przez narzekające Panie.

 Siedzę dalej i obserwuję. Jedna Pani rozwiązuje krzyżówki a facet obok tak się w nie wpatruje jakby znał odpowiedzi na wszystkie znajdujące się tam pytania. Krępujące. Ta kobieta próbuje się skupić a czuje się osaczona ze wszystkich stron tłumem. No i ten wszechwiedzący facet.. Jeeeju. No i schowała krzyżówkę. Miała dość tej sytuacji jak widziałam. Teraz się nudzi i jest zdenerwowana bo tak dobrze jej szło a ten facet ją rozpraszał. A tak mi się przynajmniej wydaje. No i co tu robić pewnie się zastanawia...
Czekając na prześwietlenie zrobił się niezły młyn. Ludzie z połamanymi nogami nie maja gdzie usiąść a reszta, zdrowa, kłóci się o kolejkę. Nie wspominam o ludziach którzy nie wiedzą, że o kolejkę trzeba się pytać. Czekam od godziny i tych ludzi nie ubywa. I znowu wszyscy narzekają i przekomarzają się. Pan w czerwonej kurtce jest przekonany, że wchodzi za Panią w białej czapce. No cóż, nie jego wina że ta Pani zdjęła czapkę i szanowny czerwony Pan wyprzedził wszystkich i już jest załatwiony. W... Pół godziny. A "porządni" stoją dalej. 3 godziny może 4. Jedni się kłócą, drudzy z ustawioną kolejką uśmiechają się do siebie myśląc „co za idioci". Szczerze mówiąc ja też tak myślę. Pielęgniarki czy lekarze już kilka razy upominali tą bandę zbyt rozżarzonych emocjonalnie starszych , aby się uspokoili. Na chwilę pomogło. Na chwilę.
Będąc już po prześwietleniu i czekając w następnej kolejce tym razem po raz drugi do lekarza tłum osób zostało przekierowanych do inne piętro ponieważ lampa rtg się przegrzała. Jaka to ulga, że ja zdążyłam kiedy ta lampa czy coś tam jeszcze działało.  Wszyscy zdenerwowani z nogami zaraz po zdjętym gipsie, mięśni nie czuć, chodzić nie można i maszeruj na 2 piętro. No zdarza się.  Poczekałam może pół godziny.. Phi malutko. Gdy weszłam do lekarza był jakoś dużo milszy niż 4 godziny temu. Ale nie wnikam dlaczego. Teoretycznie nie powinien być zadowolony, ponieważ on sam miał jeszcze sporo pacjentów podczas gdy wszystkim innym lekarzom udało się wyrobić do godziny 14. W gabinecie okazało się ze nie tylko lampa rtg się przegrzała, ale także komputer z danymi.  Na korytarzy oczywiście wrzawa bo jak można czekać na przycięcie 5h. Dobrze ze ja czekałam tylko 4... Ufff..  Później 5min rozmowy z lekarzem i do domu.
Mniej więcej tak to wyglądało. Tłumy, kłótnie a u lekarza max 5min bo przecież nie ma czasu.
Mieliście tez takie przygody na urazówce? Zamieszanie i zero organizacji w polskich przychodniach? 

Ps. Uważajcie na siebie!

Moje sposoby na codzienną rutynę.

Wstać, ogarnąć się, zjeść i obowiązki. Wrócić do domu, ogarnąć się, zjeść i obowiązki. Znowu jeść, iść spać, żeby rano wstać. Macie tak czasem? Ja tak. W kółko powtarzająca się rutyna. Najczęściej w środku tygodnia, kiedy mamy najwięcej na głowie a czasu ubywa. No i co z tym zrobić. Trudno jest normalnie funkcjonować kiedy robimy te same czynności przez dłuższy okres czasu. Można zwariować. Oczywiście są ludzie, którym to odpowiada i w żadnym wypadku tego nie oceniam. Wręcz podziwiam, ponieważ jestem osoba, która lubi robić codziennie coś nowego, a kiedy czynności zbyt często się powtarzają zaczynam się nudzić i zniechęcać. Wtedy trzeba szukać motywacji, aby zrobić to, co do Nas należy, dlatego lepiej być nakręconym bez przerwy, aby nie mieć czasu na zniechęcenie się. Działać na pełnych obrotach. Tylko jak to zrobić?

Oto moje 5 sposobów na pokonanie codziennej monotonii:

1. Długa, relaksująca kąpiel
   Chyba moja ulubiona czynność-gorąca kąpiel mnóstwo piany, pachnące kule do kąpieli i mogę tak siedzieć godzinami. Odprężyć się i przez chwilę nie myśleć o niczym tylko zadbać o siebie.

2. Kawa i ciastko z najlepsza przyjaciółką/przyjacielem
       Chyba wszyscy lubimy kawę i ciasteczka?    W dodatku spędzenie chwili czasu w miłym towarzystwie naprawdę dobrze Nam zrobi. Pozwoli na chwilę odłączyć się od codzienności i porozmawiać na przyjemne tematy.
 Warto znaleźć chociaż godzinkę na wypad do pobliskiej kawiarenki.


                                                                
  
3. Spacer na świeżym powietrzu
   Nie zajmie nam dużo czasu a dotlenimy nasz mózg i od razu poczujemy energię do działania. Ponadto każda aktywność fizyczna bardzo dobrze wpływa na nasze zdrowie oraz samopoczucie





 4. Skupienie się na swojej pasji
   Każdy ma rzecz, którą kocha robić. Może to być czytanie książek, fotografia, gotowanie cokolwiek. Każdy jest w końcu inny. Ja na przykład kocham rysować i gdy w moje życie wkrada się rutyna, siadam z kartką papieru, ołówkiem i od razu czuję, że żyję!

                                                                                                                                                                

  5. Medytacja

Na początku nie jest to łatwe, lecz po kilku tygodniach staje się normalne. Mózg odpoczywa od zmartwień i ciągłych myśli, przez co czujemy niesamowitą ulgę i przypływ energii. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, nie wierzyłam, że to coś daje. Teraz jednak wiem, że działa i naprawdę polecam.
  


A Wy jak walczycie z codzienna rutyną? :)






















Krótko o... Sensie

Czasem tak myślę nad sensem życia i nad sensem tego co robimy na tej planecie. Można by przyjąć, że żyjemy tu po to, aby coś osiągnąć, ale z drugiej strony osiąganie czegokolwiek na tym świecie jest lekko abstrakcyjne i właśnie nie ma sensu, bo tak czy inaczej każdego spotka prędzej czy później KONIEC :) hahah zabrzmiało trochę pesymistycznie. Wiem. Ale taka jest prawda. Z drugiej jednak strony jest to całkiem sprytne, ktokolwiek ma nad tym władze i ktokolwiek to wymyślił. Jeśli pracujemy, myślimy, tworzymy,  coś robimy... Wytwarzamy energie! A energia jest potrzebna do wszystkiego, potrzebna jest, aby cokolwiek w ogóle istniało. Może właśnie żyjemy po to, aby wytwarzać tą magiczna moc i dzięki niej życie samo się nakręca. A gdy nic nie robimy energii nie ma. A gdy nie ma energii nie ma życia. Hmm może to ma jakiś sens...


A jeśli to ma sens, to jak rozumiemy to słowo? I jak rozumiemy znaczenie sensu ? Skomplikowane. Tak często używam tego słowa, że stało się dla mnie lekko dziwne. Ale nie o tym. Słowo to tylko zlep literek a każdy człowiek może rozumieć go inaczej. A wiec, gdy ktoś mówi do nas: "Odnalazłem sens życia" radośnie się przy tym uśmiechając to rzeczywiście go odnalazł? Wątpliwe. Dla kogoś sensem w życiu może być zaliczenie jednego z najważniejszych egzaminów, znalezienie nowej, dobrze płatnej pracy czy tworzenie bloga, którego czyta pół społeczeństwa. Sens to dla kogoś może być po prostu dobra wiadomość, zdarzenie, które poprawiło mu humor i nagle tak pozytywnie patrzy na świat, że widzi sens swojego życia. Według mnie, o to właśnie chodzi. O bycie pozytywnie nastawionym. Trzeba cieszyć się z drobnostek. Kiedy przytrafia Nam się w życiu coś, co pokrzyżowało nam plany, trzeba szukać w tym dobrych stron, wyciągać wnioski z każdej źle podjętej decyzji.



 Teraz niektórzy z Was myślą sobie, że łatwo się mówi, że to wcale nie jest takie proste. Ale czy jest tak, że kiedy przydarzy Wam się coś przyjemnego, co Was cieszy, to później kolejne dobre rzeczy przychodzą jakoś.. Łatwiej? Zastanówcie się, bo w optymizmie coś jest.. Coś magicznego :)












Brak silnej woli? Ja vs coś w mojej głowie.

Tak sobie leże... No i leże. W sumie to nie wiem co mam z tego leżenia... Albo wiem, że nie mam nic. No bo nic nie robię. A miałam zrobić to COŚ, ale to COŚ stało się nagle dla mnie takie...  trudne do zrobienia. Nie mogę. Wiem, ze to COŚ muszę zrobić prędzej czy później. Taki mój obowiązek. Wiem, ze muszę i powinnam zrobić to teraz i mieć spokój. No i zrobiłabym, gdyby nie to dziwne coś w mojej głowie. To coś mówi mi: przecież masz jeszcze tak dużo czasu. Po co to robić. Leż! TO nie jest Ci potrzebne. No a ja. Co ja mogę... Ja tego czegoś słucham. I tej rzeczy, którą miałam zrobić nie robię. A wiem że powinnam. Myślę sobie, ze posłuszeństwo to tez ważna cecha. I słucham się głosu w mojej głowie. I tak w kółko. No a potem myślę sobie, że tego już za wiele. Tego leżenia w sensie. No i wstaje. Ok, wstałam. Po czym nagle słyszę ,,pciuung". Oho to social media. No i sprawdzam, czytam, odpisuje. Memy, sucharki, nowe profilowe crusha. Lajkuje, komentuje, przeglądam.  I kolejne kółko. I leże znów, bo czemu nie. Po co stać. Po co siedzieć. I znowu to samo. Ale czy mam wyrzuty sumienia? No już nie, bo przecież coś robię. Pisze z kumpelami o pierdołach. A to też czynność. Czuje się dobrze. A mój głos w głowie powtarza mi, że jest tak dużo czasu na zrobienie TEGO. Wiec... Uznaje ze ten głos ma racje. I przegrywam. Nie dałam rady. Ale spokojnie. Przecież jeszcze tak dużo czasu do jutra...



Parę słów o mnie

Mam na imię Kaja i chodzę do 3 klasy liceum. Maturę rozszerzoną piszę z geografii i angielskiego. 

W przyszłości chciałabym studiować wzornictwo przemysłowe lub architekturę wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych dlatego od 2 lat chodzę na zajęcia z rysunku architektonicznego. Zawsze lubiłam rysować oraz wykonywać przestrzenne prace plastyczne, tworzyć coś z niczego, dlatego właśnie taki kierunek szczególnie mnie zainteresował. 

Poza „duszą artysty” jestem także „duszą myśliciela"(?) jeśli mogę to tak nazwać. Lubię rozmyślać o ludzkiej egzystencji, o możliwościach ludzkiego umysłu, świadomości, pozytywnym myśleniu, motywacji i wielu innych.

Jeśli chodzi o aktywność fizyczną moim faworytem jest siłownia, na początku liceum chodziłam regularnie lecz teraz przez nadmiar nauki mam małą przerwę.
Kocham tańczyć, przez jakiś czas uczyłam się shuffle dance.

Uwielbiam też czytać książki ale tylko kryminały lub psychologiczne np. o ludzkiej podświadomości czy różne inne „filozoficzne".

A teraz może czego nie lubię? Hmm.. Brukselki. To na pewno. No i nie lubię jeszcze pająków a tak poza tym to wszystko KOCHAM! ;) chyba