Kontrola na urazówce. Jak ja to widzę.

Siedzę właśnie na korytarzu w przychodni. Czekam w kolejce. Ogromnej kolejce bo pewna Pani, zapewne zniecierpliwiona czekaniem na zarejestrowanie się policzyła ile osób jest na korytarzu. Było ich jakoś 70. Jej maż siedzący naprzeciwko mnie na małym krześle przebierał nogami i próbował rozmawiać z obcym mężczyzna lecz ten nie wykazywał żadnego zainteresowania. Jakby choroba go pochłonęła tak, że nie kontaktował z rzeczywistością. Albo nie chciał rozmawiać o problemach tego okropnego świata, bo po co dodatkowo się dołować. Siedział zgarbiony i wpatrywał się w swoje buty. Pewnie o czymś myślał. Powoli robiło się gorąco od tłumu jaki zgromadził się na korytarzu.

Pani siedząca obok mnie z lewej strony zdejmuje wszystko co może, aby zaczerpnąć trochę chłodnego powietrza. Po jej zachowaniu widzę, że ma dość i jak zwykle to bywa, zaczyna narzekać. Mówi do mnie, że zdrowia już nie ma, że się poci jak tylko może, że już nie może wysiedzieć. Jest nudno, gorąco, śmierdzi szpitalem i jest nieprzyjemnie. No cóż... Mi tez jest duszno i niewygodnie. Ale ja  nie narzekam, nie mam prawa, bo jestem młoda, ja czuję się wyśmienicie i jest mi wygodnie bo mam młode kości i młody organizm. Śmiać mi się zachciało, bo nie wiedziałam, że młode kości nie odczuwają dyskomfortu a mój młody nos nie wyczuwa woni szpitala i spoconych ludzi wokół.

Ale spokojnie z drugiej strony siedzi druga Pani, ta której mąż tak bardzo pragnie rozmowy z sąsiadem. Biedy czuje się zlekceważony. Przebiera nogami, wstaje ale zaraz siada, aby ktoś nie zajął mu miejsca. Widać ze się niecierpliwi, ale nie narzeka, przynajmniej. Co innego jego żona. Złapała temat ze starszą Pani siedząca troszkę dalej i gadają o wadach tego życia na pół korytarza. Nikt nie chce tego słuchać, ale one jak zauważyłam są dumne ze swoich problemów. Przecież maja na co narzekać. A niech wszyscy wiedzą jak im ciężko. No każdy ma jakieś problemy w końcu i każdy człowiek jest tego świadomy. A ja siedzę tu dalej i czekam na moją kolej. W miedzy czasie schodzi się coraz więcej ludzi. Jakieś 2 starsze Panie kłócą się o kolejkę, ale są zbyt daleko, wiec mało mnie to interesuje. Co innego kobieta siedząca obok z tą troszkę dalej które znowu komentują obecną sytuację chociaż nie wiedzą o co chodzi. Ja już staram się tego nie słuchać. Myślę, co sobie zjem na drugie śniadanie. Albo obiad, bo nie wiem o której stąd wyjdę. Poza dwoma gderającymi kobietami wszyscy milczą wpatrując się a to w sufit, a to w podłogę czy w swoje książeczki lekarskie i inne pierdoły. Przyznam szczerze, że tylko ja siedziałam z telefonem i pisałam ten post obserwując wszystko dookoła. Może dlatego, że byłam tam najmłodsza. Eh ten XXIw. Pomyślałam, ze może ja już ten telefon schowam, bo zaraz się stanę tematem do rozmów dwóch Pań komentujących wszystko i wszystkich. W tym tłumie ludzi dostrzegłam telewizor wiszący na końcu korytarza. Nie no... Pełen profesjonalizm. Nawet mam okazję obejrzeć pytanie na śniadanie.. Co prawda widziałam tylko obraz bo dźwięk był wyłączony albo po prostu go nie słyszałam przez narzekające Panie.

 Siedzę dalej i obserwuję. Jedna Pani rozwiązuje krzyżówki a facet obok tak się w nie wpatruje jakby znał odpowiedzi na wszystkie znajdujące się tam pytania. Krępujące. Ta kobieta próbuje się skupić a czuje się osaczona ze wszystkich stron tłumem. No i ten wszechwiedzący facet.. Jeeeju. No i schowała krzyżówkę. Miała dość tej sytuacji jak widziałam. Teraz się nudzi i jest zdenerwowana bo tak dobrze jej szło a ten facet ją rozpraszał. A tak mi się przynajmniej wydaje. No i co tu robić pewnie się zastanawia...
Czekając na prześwietlenie zrobił się niezły młyn. Ludzie z połamanymi nogami nie maja gdzie usiąść a reszta, zdrowa, kłóci się o kolejkę. Nie wspominam o ludziach którzy nie wiedzą, że o kolejkę trzeba się pytać. Czekam od godziny i tych ludzi nie ubywa. I znowu wszyscy narzekają i przekomarzają się. Pan w czerwonej kurtce jest przekonany, że wchodzi za Panią w białej czapce. No cóż, nie jego wina że ta Pani zdjęła czapkę i szanowny czerwony Pan wyprzedził wszystkich i już jest załatwiony. W... Pół godziny. A "porządni" stoją dalej. 3 godziny może 4. Jedni się kłócą, drudzy z ustawioną kolejką uśmiechają się do siebie myśląc „co za idioci". Szczerze mówiąc ja też tak myślę. Pielęgniarki czy lekarze już kilka razy upominali tą bandę zbyt rozżarzonych emocjonalnie starszych , aby się uspokoili. Na chwilę pomogło. Na chwilę.
Będąc już po prześwietleniu i czekając w następnej kolejce tym razem po raz drugi do lekarza tłum osób zostało przekierowanych do inne piętro ponieważ lampa rtg się przegrzała. Jaka to ulga, że ja zdążyłam kiedy ta lampa czy coś tam jeszcze działało.  Wszyscy zdenerwowani z nogami zaraz po zdjętym gipsie, mięśni nie czuć, chodzić nie można i maszeruj na 2 piętro. No zdarza się.  Poczekałam może pół godziny.. Phi malutko. Gdy weszłam do lekarza był jakoś dużo milszy niż 4 godziny temu. Ale nie wnikam dlaczego. Teoretycznie nie powinien być zadowolony, ponieważ on sam miał jeszcze sporo pacjentów podczas gdy wszystkim innym lekarzom udało się wyrobić do godziny 14. W gabinecie okazało się ze nie tylko lampa rtg się przegrzała, ale także komputer z danymi.  Na korytarzy oczywiście wrzawa bo jak można czekać na przycięcie 5h. Dobrze ze ja czekałam tylko 4... Ufff..  Później 5min rozmowy z lekarzem i do domu.
Mniej więcej tak to wyglądało. Tłumy, kłótnie a u lekarza max 5min bo przecież nie ma czasu.
Mieliście tez takie przygody na urazówce? Zamieszanie i zero organizacji w polskich przychodniach? 

Ps. Uważajcie na siebie!

34 komentarze:

  1. Niestety, ale ja również spędzam bardzo wiele czasu u lekarza i w szpitalach i to, jak to wygląda to porażka. Człowek spędza tydzień w szpitalu, aby wykonali jedno badanie. Porażka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pracowałam jako rejestratorka medyczna w publicznej przychodni specjalistycznej i wiem jak to wygląda, ani godziny ani numerki nie pomagają by zmniejszyć kolejkę. Pacjenci i tak kombinują i wchodzą poza kolejnością. Najgorzej że obrywa się najczęściej osoba w okienku jakbyśmy były bogu ducha winne. Za mało lekarzy zatrudnionych po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh szpitale to najgorsze co może być, i te długie terminy! Pamiętam do dziś sytuacja, podczas której pękło mi serce. Starszy pan, ledwo co wszedł do szpitala i chciał jak najszybciej dostać się do kardiologa. Panie na recepcji powiedziały, że najbliższy termin jest za rok. A ten starszy pan, nadal się nie poddawał i wręcz błagał te kobitki, by wcisnęli go kiedykolwiek. Jak powiedział "Nie wiem czy dożyje miesiąca, za rok na pewno już mnie nie będzie". To było coś strasznego...

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj kochana mam to średnio na tydzień bo jestem w 3 trymestrze ciąży i mam konflikt eh ciągłe badania i usg mnie wykańczają, na szczęście ratuje się prywatnymi wizytami <3 Obserwuje również z przyjemnością <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety masz rację. Czasami brakuje zwykłej ludzkiej życzliwosci. Porażka. Oby takich sytuacji miało się w życiu jak najmniej. Zostawiam obserwację!

    OdpowiedzUsuń
  6. smutne jest to że w szpitalach czy przechodniach brakuje życzliwości, przeważnie dla osób w starszym wieku i matek z dziećmi.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Nienawidze takich miejsc i tego "klimatu" im towarzyszącego , choć są osoby (przewaznie starsze) które mam wrażenie uwielbiają takie miejsca ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj tak coraz częściej można w takich miejscach spotkać się z brakiem życzliwości :D
    Mój blog

    OdpowiedzUsuń
  9. Okropne ale bardzo prawdziwe....

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja na szczescie nie przezylam takiej przygody (przynajmniej na razie) ale fakt faktem szpitale i lekarze to najgorsze rzeczy :/

    OdpowiedzUsuń
  11. Spedzam w kolejce do lekarzy całkiem sporo czasu i mam wrażenie, że takie zachowania obseruje najczęściej. Szkoda, że nie ma w nas więcej radości...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale trafiłaś z postem, właśnie mnie czekają od nowa badania. Z czego nie jestem zadowolona nie lubię siedzieć w przychodniach i szpitalach, są tutaj zapisy na godziny albo numery ale często oszukują aby wejść prędzej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobry komentarz! Daje do myślenia o "naszych" zachowaniach... :/

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy miałam skręconą kostkę przeszłam to samo. Godziny w poczekalni, żeby lekarz powiedział 'zdejmujemy gips', a potem kolejne żeby dostać się do pomieszczenia gdzie ten gips mi zdejmą. Ile nerwów, ile wszystkiego. Chociaż tyle, że nie trafiłam na komentujące wszystko panie...chociaż tyle.

    OdpowiedzUsuń
  15. Miałam tą (nie)przyjemność poznać naszą służę zdrowia...trzymaj się i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ostatnio z dziewczyną jesteśmy u lekarza pewnego i muwi z recepcji pielegniarka czy kto tam był że lekarka po nazwisku mówi a lekarka co? Proszę kolejny i kolejny, obsługa tego cyrku swoeje a lekarz swoje błahahahahah. Najgorzej jest powiem w przychodniach na prowincjach. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  17. Niestety wizyta w przychodni czy w szpitalu to jakieś 5 godzin wyjęte z życia. A ile się człowiek może nasłuchać opowieści od innych współtowarzyszy niedoli...

    OdpowiedzUsuń
  18. Nienawidzę chodzić do lekarzy i szpitali, ale kto lubi? Już nie chodzi o samą chorobę ale stresuję się tymi ludźmi, kolejkami i dokładnie wszędzie się czeka kilka godzin w wizyta byle jaka trwająca 5minut i mniej.. Już nie raz się przejechałam na naszych przychodniach i lekarzach. Szkoda gadać po prostu... Zdrowia kochana i szybkiej regeneracji! Na szczęście ja jeszcze nie miałam niczego w gipsie 🤐

    OdpowiedzUsuń
  19. Sama często chodzę do lekarza czy szpitala i wiem jak to jest :/ Nieraz nawet czekając w przychodni można spędzić cały dzień :/

    OdpowiedzUsuń
  20. Niestety takie mamy teraz czasy, że trzeba być zdrowym żeby mieć siłę chorować... za mało personelu lekarskiego na liczbę pacjentów... :( smutne bo kosztuje nas to kupe kasy i sporo zdrowia :(

    OdpowiedzUsuń
  21. I właśnie dlatego nie znoszę chodzić na żadne badania i do lekarzy. Jak tylko mam iść to jestem jeszcze bardziej chora :-D Teraz takie sytuacje są na porządku dziennym. Polska służba zdrowia...

    OdpowiedzUsuń
  22. Nienawidzę chodzić do lekarze i na jakiekolwiek badania, bo więcej stresu mam przed wejściem do gabinetu przez to co się wyczynia :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Polskie realia nistety. Najlepiej nie chorować, emerytom w przychodni nie przeszkadzał. Masakra

    OdpowiedzUsuń
  24. Właśnie taka jest dzisiejsza Polska 😧

    OdpowiedzUsuń
  25. Ze względu na swoją chorobę często jestem u lekarza czy w szpitalu. Przez lata przyzwyczaiłam się do zapachu produktów do sterylizacji. Nie przeszkadza mi kompletnie gadanie innych pacjentów. ;)

    www.monarea94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  26. No niestety wszystko o czym piszesz to prawda, to co się dzieje przed tymi gabinetami to jakaś katorga, a jak widzą młodego człowieka to najlepiej jakby wszystkich starszych przepuścić, bo ich przecież boli, a ciebie nie albo ty masz czas. A lekarz obejrzy powierzchownie w 5 minut i do widzenia... bardzo dobrze to opisałaś, obserwuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. współczuję, ja rzadko jestem u lekarza czy w szpitalu. jedynie z córką jezdze co pol roku do poznania do szpitala, ale tam jest spoko, dla dzieci osobne pomieszczenie do zabaw. zawsze jezdze z partnerem, wiec on pilnuje kolejki, a ja sie bawie z dzieckiem albo na odwrót. a chodzac do lekarza rodzinnego najdluzej czekalam 10 minut, wiec nie najgorzej :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Niestety tak... Polska służba zdrowia jest po prostu... Żenująca. Jest mi przykro, gdy widzę, że starsi ludzie nie mają możliwości szybkiego dostępu do lekarza, gdy na ostrych dyżurach ludzie z poważnymi schorzeniami siedzą po kilka godzin i gdy lekarze traktują pacjentów, jak kolejną cyferkę w zestawieniu... Ręce się załamują, dlatego korzystam z prywatnej opieki medycznej. Aczkolwiek w tym miesiącu spędziłam tydzień w szpitalu na NFZ i już więcej nie chcę - podejście lekarzy / pielęgniarek do ludzi jest tragiczne.

    Pozdrawiam ciepło i zapraszam na:
    BLOG
    INSTAGRAM

    OdpowiedzUsuń
  29. Masz trochę racji.. kilka miesięcy temu spędziłam wiele tygodni w szpitalu jak u lekarzy różnych i rozumiem wszystko bardzo dobrze :/

    OdpowiedzUsuń
  30. Często jestem w szpitalu, raz w roku na pewno. Teraz właśnie leżałam 10 dni, a od poniedziałku idę na 3 dni. Historie były różne, jednak im większe miasto, tym lepszy szpital i lepsza opieka.
    http://veersonblog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  31. Kolejki to jedna z nieodłącznych części jakiegokolwiek punktu związanego ze służbą zdrowia. Ostatnio nawet mój ojczym będąc u lekarza z ostrą grypą, która przy jego astmie może być niebezpieczna, usłyszał od lekarki "Ma pan gorączkę, tak? To jak pan jadł czosnek i pił fervex to pan dalej tak robi."
    Mój ojczym rzadko bywa u lekarza, musi się naprawdę dziać źle, żeby szedł, bo na ogół sobie radzimy z chorobami typu przeziębienie czy lekka grypa w domu. Rozwścieczona lekarka wyznała mu jeszcze że denerwują ją ludzie przychodzący do niej z kaszelkiem.
    To naprawdę niedorzeczne, że niektórzy lekarze zachowują się jakby robili coś za karę. Nikt przecież nie kazał im iść w tym kierunku..
    Z jednej strony ludzie w kolejkach, gderający co chwilę na to jak to jest źle,a z drugiej lekarze mówiący to samo.
    Jak żyć w takim burdelu?

    Buziak,
    Ola ;)

    http://moleteatralne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  32. Leżałam 11x w różnych klinikach i szpitalach...Jedna wielka banda...masakra

    OdpowiedzUsuń